A dlaczego pierwszy z nich jest tak wysoko na Malu, to już dla mnie zagadka.
Bo posiada to, co dla dzisiejszej widowni najważniejsze - ładny wygląd i dziecinne jaranie się cyckami.
]]>...spokojnie można by zrobić stopklatkę i dać na tapetę...
Nie wiem czy ktoś tu o tym pisał, ale tła pod Kimi no Na Wa rysował Polak, Mateusz Urbanowicz.
Link.
Myślę też, że z założenia przyjmuje się że romansidło ma być trochę tandetne i nie poruszać widza aż tak bardzo.
Dalej, takie Koe no Katachi może uzupełniać produkcję Shinkaia, pod względem poruszenia odbiorcy, ale widać że traci wtedy na takiej uniwersalności jaką ma Kimi no Nawa, stając się skrajną dramą. Z tąd też może wynikać większa popularność Kimi no Nawy, właśnie z tej uniwersalności.
Dla mnie mimo wszystko Koe no Katachi to najbardziej emocjonalne widowisko jakie widziałem jeśli chodzi o animę, ciężko opisać słowami tego masterpiece'a
]]>Nadrabiam zaległości i dopiero teraz obejrzałem Kimi no Na wa. Ostatnim filmem Makoto Shinkai jaki obejrzałem był The Garden of Words, a to było jakoś niedługo po premierze (2013 r.), więc można powiedzieć że od dawna nie miałem styczności z twórczością tego reżysera.
Jeśli chodzi o Kimi no Na wa, to film mnie zachwycił. Jest piękny, ale o tym chyba nie trzeba nawet wspominać w przypadku tego reżysera. Na niektórych tłach z rozgwieżdżonym niebem czy innym krajobrazem spokojnie można by zrobić stopklatkę i dać na tapetę. Przez pierwszą połowę oglądałem z myślą że "no spoko, chociaż historia dupy nie urywa". Ale druga połowa po pewnym zwrocie akcji.... Seans wywołał u mnie tyle emocji (zarówno radości jak i smutku), że nie pamiętam dawno żeby jakiś film (nie tylko animowany) tak na mnie podziałał.
Kurde, nie wiedziałem, że to Shinkaia jest. Swoją drogą - nie kumam sukcesu filmów tego gościa. Widziałem ich kilka i w sumie żaden nie był nawet specjalnie dobry. Każdy wydawał mi się po prostu piękną animacją z jakąś tandetną, ckliwą historią, i koniec końców żaden mnie jakoś nie rozczulił ani nie poruszył.
]]>Jeśli chodzi o Kimi no Na wa, to film mnie zachwycił. Jest piękny, ale o tym chyba nie trzeba nawet wspominać w przypadku tego reżysera. Na niektórych tłach z rozgwieżdżonym niebem czy innym krajobrazem spokojnie można by zrobić stopklatkę i dać na tapetę. Przez pierwszą połowę oglądałem z myślą że "no spoko, chociaż historia dupy nie urywa". Ale druga połowa po pewnym zwrocie akcji.... Seans wywołał u mnie tyle emocji (zarówno radości jak i smutku), że nie pamiętam dawno żeby jakiś film (nie tylko animowany) tak na mnie podziałał.
]]>W sumie oba są trochę przesłodzone, ale miło wspominam. Do tego drugiego na pewno wrócę.
]]>+1
Pokaż spoiler A co do telefonuTo jak wpisy miałby faktycznie być pisane w przeszłości której nie było?
Nie bardzo rozumiem...
Jest dostępna wersja: Kimi no Na wa. Your Name. [BD 3840x2160 HEVC-yuv444p10 FLAC MKV]
Upscalowana chroma w uspcalu z 1080p... litości .
]]>Koe no Katachi miażdży ów film.
Muszę się zgodzić. Koe no Katachi wgniótł mnie w fotel dosłownie.
Za to "oskarowiec" trochę mnie rozczarował, choć pomysł na fabułę zacny, czegoś tu i ówdzie brakowało. Ale miło się oglądało.
]]>