Nie jesteś zalogowany.
Strony 1
Od jakiegoś czasu, zmęczony nowymi tytułami zacząłem sięgać po klasyczne pozycje z lat 80. Pierwszy był Mitsuru Adachi i jego "Touch" (ogromną rolę w przekonaniu mnie do seansu odegrał "Cross Game"). Następnie sięgnąłem po "Maison Ikkoku" na podstawie mangi autorstwa Rumiko Takahashi ("Urusei Yatsura", "InuYasha"). Twórczości pani Tkahashi praktycznie nie znałem, dlatego podchodziłem do anime dość niepewnie.
Maison Ikkoku to 96 odcinkowa opowieść o lokatorach Ikkokukan - starego rozpadającego się budynku pamiętającego drugą wojne światową. Koncentruje się na relacjach dwójki (jakże by inaczej) bohaterów - Otonashi Kyoko, młodej (bodajże) 22 letniej w momencie rozpoczęcia historii nadzorczyni budynku i o dwa lata młodszego ronina (niebawem studenta) Godai'a Yusaku. Oprócz nich w Ikkokukan mieszka zabawowa (tylu popijaw nie widziałem w żadnym innym anime ) ekipa czyli: Ichinose - gospodyni domowa w średnim wieku, zwykle roznegliżowana Akemi i tajemniczy mężczyzna Yotsuya. Zdają się czerpać niezwyklą radość z uprzykrzania życia Godaia (chociażby urządzając w jego pokoju imprezy gdy ten próbuje się uczyć do egzaminów). Maison Ikkoku rozpoczyna się z chwilą zamieszkania Kyoko. Kobieta po traumatycznym przeżyciu, by zagłuszyć bolesne wspomnienia, przyjmuję posadę nadzorcy budynku. W chwili gdy pojawia się wraz z swoim psem Soichirou w drzwiach Ikkokukan, staje się obiektem westchnień naiwnego i ciapowatego (standard ) Godaia. To właśnie różnica w zdobytym bagażu życiowym i emocjonalnym bohaterów staje się przyczyną dla której na zakończenie musimy czekać prawie 6 lat.
W tym czasie bohaterów spotyka mnóstwo absurdalnych przypadków. Godai postanawia stać się mężczyzną godnym Kyoko, ale przez brak umiejętności odmawiania zaczyna spotykać się z Nanano Kozue. W między czasie pojawia się konkurent do serca nadzorczyni, zdawało by się że pozbawiony wad (i często wprowadzający w kompleksy Godaia - biednego studenta) trener tenisa Mitaka Shun. Liczne pomyłki i niedomówienia raz przybliżają innym razem oddalają od siebie dwójkę głównych bohaterów. Momentami widz może odnieść wrażenie że kręcimy się w kółko, a całość można zakończyć znacznie szybciej, lecz generalnie czuć że bohaterowie się zmieniają i rozwijają. Najwyraźniej widać to gdy porównamy Godaia z początku i końca opowieści.
Maison Ikkoku jest adaptacją 15 tomowej mangi. Różnice między pierwowzorem są (brak i zmniejszenie roli niektórych postaci, usunięcie zbyt mocnych jak na telewizje momentów), nie ujmują one fajności anime (choć powodują troszkę inny odbiór postaci).
Anime nagradza widza jednym z bardziej zapadających w pamięć zakończeń w historii romansów (porównywalne dla mnie z "Honey and Clover" i "Paradise Kiss"). To co się dzieje przez ostatnie kilka odcinków jest cholernie ciepłe, budujące i pełne emocji.
Anime ma swoje lata więc fajerwerków graficznych nie ma się co spodziewać. Nie znaczy to że jest wizualnie złe, wręcz przeciwnie, jest bardzo urokliwe. Zaskoczony byłem tym że na ekranie ciągle coś się dzieje, ulice są zaludnione, a mimika bohaterów żywa. Openingi i endingi to charakterystyczny dla epoki jpop. Generalnie raczej nic wybitnego (zdecydowanie wolę te z "Touch"), choć były piosenki które wpadły mi w ucho. Uważam że anime przeszło próbę czasu. Mimo że przez te 30 lat (opowieść zaczyna się w roku 1982) dużo się w sposobie życia zmieniło to obrazowane problemy są (i pozostaną) aktualne.
Generalnie Maison Ikkoku gorąco polecam każdemu kto lubi gatunek komedii romantycznych, a szczególnie tym którzy chcą powrócić do korzeni. Z czystym sumieniem moge powiedzieć: było warto.
Offline
Dla mnie jedna z naprawde najciekawszych serii, ale ja generalnie wole stare anime, gdzie jest fabula, jest genialny chara design, a nie ma pospiechu w trakcie jego tworzenia. To wszystko tutaj widac.
Serial naprawde dosc niezwykly i absolutnie wyjatkowy. I jesli dla kogos wazniejsza jest interesujaca historia od fajerwerkow to jest dla niego.
Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!
Offline
Dla mnie zajefajnym elementem była owa balangowa trójka oraz ich ironiczne podejście do tego, co się dzieje wokół. Dzięki temu była to chyba jedno z najmilej wspominanych przyjemnych anime, które miałem okazję do tej pory tłumaczyć.
Dla nieobeznanego widza pierwsze odcinki mogą wydać się straszne. Design postaci i kreska nie jest nie za ciekawa, ale po odpowiednich korektach w składzie, kolejne odcinki ogląda się już dużo lepiej. Owe mankamenty seria rekompensuje nam wprost niebywałym ładunkiem humoru, od przaśnego żartu po subtelne niuanse, a przekaz i emocje, jakie nam dostarcza śledzenie fabuły, niejednego z widzów zmusi do do spojrzenia w końcu na tę jaśniejszą stronę życia.
Staroć, ale wstyd nie obejrzeć.
Nie bądź zbyt hardy, życie krótko trwa,
A los twój marny, co przeznaczył, to ci da.
Nie bądź zbyt hardy...
Offline
Strony 1