Nie jesteś zalogowany.
Strony Poprzednia 1 2
Po projekcji kinówki Tekkena. Uwaga - tekst może zawierać śladowe ilości orzechów arachidowych oraz spojlerów.
Do filmu podchodziłem z lekkim strachem. Dlatego już na samym początku napiszę, że nie było tak źle (porównując na przykład do kinówki Dragon Balla, której nie dało się oglądać nawet po spożyciu napojów wyskokowych). Zaznaczę też, że grałem głównie w trzecią i trochę w piątą część gry, a więc może osobie lepiej znającej świat Tekkena film ten bardziej przypadnie do gustu. Moim zdaniem, jego największą bolączką było to, że posiadał głównego dobrego i głównego złego bohatera. W przypadku grania w gierkę każdy mógł wybrać swojego własnego faworyta, tutaj jesteśmy skazani na Jina. Niestety film nie różni się od większości innych made in USA i już od początku wiadomo, że to on wygra w turnieju. Aktor go grający starał się, choć zdarzały się momenty, że przypominał mi tego lalusia próbującego wcielić się w Son Goku we wspomnianym już filmie. Smutne jest, że reszta postaci została potraktowana trochę po macoszemu. Filmowy Bryan Fury powinien był rozgnieść Jina jak robaka, ale z góry został skazany na przegraną. Moja ulubiona postać z gier - Yoshimitsu pojawił się na tylko jedną walkę. Szkoda, że nie zaopatrzyli go w strój z trójki, ale ten w filmie też dawał radę (w porównaniu do Yoshu, który rady nie dawał i szybko dostał wpierdziel). Dalej są główny zły - Kazuya (skazany z góry na porażkę przez bezlitosne prawa Hollywoodu) i jego ojciec Heihachi, tutaj zaskakująco pozytywna postać. Małą rolę odegrał też Raven, ale reszta, czyli: Anna, Nina, Eddy i Law pojawiają się tylko, żeby dostać po pysku i żeby fani nie mogli narzekać na mało znajomych twarzy. Pojawiły się jeszcze dwie inne walczące postacie, których nie znam oraz seksowna fighterka MMA chyba z piątej odsłony cyklu (to jej przypadła zaszytna rola wzięcia udziału w romansie z głównym bohaterem, który notabene ma już inna dziewczynę, ale chyba atmosfera turnieju sprawiła, że zupełnie o niej zapomniał). Poza tym na chwilę pojawiła się Jun Kazama (i potem powracała w denerwujących retrospekcjach) oraz żołnierze Mishimów w zabawnych kaskach do kendo i z syndromem szturmowca ze Star Warsów.
Ostatnio edytowany przez lipa3000 (2010-08-07 14:48:51)
Offline
Mnie ten film utwierdził w przekonaniu że gier i anime itd gdzie motywem przewodnim jest klepanie się po mordach nie powinny być ekranizowanie. To nigdy nie kończy się dobrze a co najwyżej wychodzi średni film. Tekken ma to do siebie że w grze było sporo postaci z czego każda miała swą historie i każda część gry też miała jakąś tam fabułę... a tego nie w sposób dobrze zekranizować w typowym kiczowatym amerykańskim stylu gdzie zawsze musi być mocno nakreślona granica między dobre a złem. Mordobicie było fajne ale postacie mi się nie podobały Jin był chucherkiem, grać Raven'a ma prawo jedynie Wesley Snipes + nie było kilku ciekawych i hot lasek. A sama historia to typowe naiwne amerykańskie kino, co zaliczam na minus. Jeśli ktoś nie zobaczy za wiele nie straci.
Ostatnio edytowany przez Zgrzyt (2010-08-07 15:49:13)
Offline
typowy średniak:( Chociaż w porównaniu do Street fightera chun-li to tekken wypada Dobrze.Postacie Jin ,KAZUYA ,FOX TO PORAŻKA NO I TEN NIEZNANY ZAWODNIK po co on komu?? Najważniejsze ze da się obejrzeć.
Ostatnio edytowany przez Hyuga (2010-08-07 19:23:20)
Offline
Strony Poprzednia 1 2