Nie jesteś zalogowany.
Nie napiszę, że mi się nudziło, bo nudy nie zaznałem od dawna. Postanowiłem poszerzyć horyzonty. Tłumaczyłem już animowane serie tv, animowane filmy, filmy aktorskie oraz mangi. Nadszedł czas, by zabrać się za książki - narodziło mi się w głowie pewnego dnia. Jednak jestem dość przezorny, jeśli idzie o dłuższe projekty, więc zdecydowałem się zrobić coś na rozruszanie i przy okazji sprawdzić, jak to wyjdzie w praniu. Aż tak wielu LN nie czytałem, ale pewna krótka historyjka się napatoczyła. I tak oto przedstawiam wam coś na zasadzie prequela Fate/Zero, a dokładniej przygód młodego Kiritsugu i jego mentorki, Natalii Kamińskiej. Zapraszam do lektury.
Link MEGA
Plik tekstowy to docx z ilustracjami.
Albo jeśli ktoś woli, można przeczytać tutaj na partyzanta.
Nawet potwór posiadający ludzkie serce
nie potrzebuje człowieka z sercem potwora.
Tylko tyle – potrzebował potwora.
Potwora, który przewyższał wszystko.
Jednakże nie tak łatwo stworzyć potwora.
To naprawdę trudne.
A gdy już poświęcił się temu zadaniu bez reszty, pojął coś.
Nie interesował go proces tworzenia,
lecz sam potwór.
Stary, klasyczny Mustang, wynajęty za jakieś grosze z wypożyczalni samochodów, mknął przez nieskończone pustkowie z zawrotną prędkością utrzymującą się już od dobrych paru godzin. Stereofoniczne radio głucho milczało, co udzieliło się również pasażerom. Młody azjatycki chłopak prowadził Mustanga. Pomimo że już od jakiegoś czasu przemierzał tę bezkresną drogę, na jego twarzy nie było śladu zmęczenia. Lecz nie można było też powiedzieć, by ta podróż szczególnie go radowała. Jego wyraz twarzy był zimny. Ani nie znudzony, ani podirytowany – po prostu zimny. Już raz doświadczył piekła. Ba, nawet teraz zmierzał w stronę kolejnego, a mimo tego jego oczy przepełniało chłodne wyrachowanie. Nazywał się Emiya Kiritsugu.
- Ameryka… To miejsce jest bezsensownie wielkie – to była jego pierwsza opinia o kraju zwanym Stanami Zjednoczonymi. Minęło pięć godzin od czasu, gdy kupili niezbędne zaopatrzenie w Nowym Jorku. Teraz pędzili pustą autostradą. Otaczała ich tylko nudna, nieskończenie długa droga. Nieznacznie aktywując swoją manę, zniwelował ogarniające go znudzenie. Musiał być w ciągłej gotowości, bo milisekunda nieuwagi mogła się skończyć dla nich tragicznie. Wcześniej to ona prowadziła. Uzmysłowiwszy to sobie, Kiritsugu rzucił okiem na kobietę śpiącą obok niego na siedzeniu pasażera. Marszczyła brwi z niezadowoloną miną, jakby była głęboko pogrążona w przemyśleniach. Kiritsugu jednak wiedział, że tylko spała.
- Ech – westchnął. Gdy nagle, jakby wyczytując jego myśli, rozwarła powieki i rzuciła:
- O co chodzi, młody? Mam coś na twarzy czy może gdzieś cię uwiera?
- Możemy się niedługo zamienić miejscami?
Chłopak wiedział, że słów Natalii Kamińskiej nie należało brać na poważnie, dlatego zgrabnie przeszedł do sedna, ignorując jej uwagę. W końcu był jej uczniem nie od dziś.
- Nie, jestem zmęczona. Gdy ja aktywnie negocjowałam, tylko sobie stałeś, prawda?
Negocjowałaś? - pomyślał, po czym potrząsnął głową.
- Osłaniałem cię wedle wcześniejszych ustaleń.
Ludzie, z którymi negocjowali, byli członkami jakiegoś podrzędnego gangu. Takim tylko pokazuje się palcem interesującą spluwę, a ci ją przynoszą i natychmiast podbijają cenę. Tak to już działa w tych kręgach. Ich negocjacje jednak zostały brutalnie przerwane, czego skutkiem były bronie zapakowane w bagażniku Mustanga. Po gangsterach nie pozostało nic, nawet resztki.
- To dlatego, że za wcześnie nacisnęłam na spust.
Niezręczna cisza.
Było tak, jak powiedziała. Wygrała ten pojedynek z szybkością pociągnięcia palcem za cyngiel. Natalia Kamińska była przodkiem półsukuba. Jako jej uczeń Kiritsugu miał duże szczęście. Już od samego początku przewyższyła go we wszystkim – nie miał z nią żadnych szans. Jeśli chciał ją pokonać w jakiejś dziedzinie, musiał samodzielnie opanować ją do perfekcji. To motywuje do nauki.
- Poza tym jesteśmy już w Ameryce, a ty dalej nie zdradziłaś mi imienia naszego celu.
- Och? Rzeczywiście, zapomniałam o tym.
- Błagam, nie zapominaj o takich rzeczach…
- Sorka – szczerząc zęby, Natalia wyciągnęła zdjęcie. - Mamy znaleźć człowieka, który stworzył to.
Na krótki moment serce młodego kierowcy podskoczyło. Na zdjęciu był twór wyglądający jak kombinacja paru pozlepianych ludzi. Jakby ktoś wrzucił ciało do maszynki do mielenia mięsa, potem je pozszywał i niezadowolony rezultatem wprowadził jeszcze kilka niechlujnych poprawek. W samym centrum znajdowała się wielka, czarna jak smoła dziura.
- Zdjęcie zrobiono ponad dwie dekady temu. To coś znaleziono w Bawarii w północnych Niemczech. Zdjęcie nie jest zbyt wyraźne, ale podobno ten stwór poruszał się na osiemnastu końskich kopytach.
- Końskich kopytach?
Natalia uśmiechnęła się cierpko.
- Produkt niskiej klasy. Twórcą był mag, Heinrich Zepter.
- Po co mu taka maszkara?
- Uwaga, panie i panowie - wskrzeszenie umarłych.
- Wskrzeszenie…?
Każdemu zajmującemu się magią choć raz przeszło to przez myśl – przywrócić do życia ukochaną osobę.
- Gdy powiedziałam: „Wskrzeszenie umarłych”, o czym pomyślałeś?
- Ja…
By odzyskać utracone ciało, duszę oraz utracony na zawsze czas. Kiritsugu przypomniał sobie twarze mężczyzny i młodej kobiety, ale szybko odrzucił to wspomnienie.
- Wersja rezurekcji Heinricha trochę różni się od tej, którą ty znasz.
Ostatecznie to już nie było wskrzeszanie umarłych, a coś kompletnie innego.
- Tak, oddalił się od pierwotnej misji i zamiast wskrzeszać do życia postanowił tworzyć potwory.
Już lata temu zauważono, że rodzina Zepterów zaczyna czynić niebezpieczne ruchy. Ich celem było idealnie wskrzeszać trupa, jednak jeśli osoba była stara bądź umarła w nieszczęśliwym wypadku, nie dało się jej przywrócić do stanu sprzed zgonu w skali jeden do jednego. Ale czasami rezurekcja i tak była potrzebna, więc pojawiały się przypadki, że u trupa wymagającego ożywienia brakowało paru kończyn i ważnych organów. Z tego powodu potrzebne było dalsze doskonalenie techniki wskrzeszania - jak przyłączenie do korpusu utraconych części ciała i ponowne łączenie nerwów, by na powrót żyjąca osoba mogła się bez problemów poruszać. A co, jeśli te organy były zbyt uszkodzone? Należało je odbudować lub czymś zastąpić. By, w rozumieniu Zepterów, wskrzeszenie zakończyło się sukcesem, potrzebne były techniki drobiazgowej manipulacji ciałem - by dowolne tkanki swobodnie ze sobą łączyć, naprawiać i rekonstruować bez względu na stan, w jakim się znajdują.
- I za to zasłużył sobie na reprymendę Stowarzyszenia Magów?
- Gdy eksperymentuje się na całym miasteczku, to nawet oni ruszą dupę, by coś z tym zrobić.
Słowa: „całym miasteczku” rozbrzmiały w głowie Kiritsugu głuchym echem, po czym jego spojrzenie delikatnie spochmurniało. Wcześniej już widział podobne piekło, gdzie wszystko popadło w kompletny chaos z winy chorych ambicji.
- Heinrich umknął śmierci i zaszył się gdzieś na długie lata, ale…
- Został odnaleziony tutaj, w Ameryce?
- Dokładnie. Potwór, którego stworzył, pojawił się w małym miasteczku i zrobił tam niezły sajgon.
- Jaki potwór?
- Amerykańska policja jest wspaniała. Nie wiedziała, z czym ma do czynienia, ale zarżnęła kreaturę na miejscu.
I tą brutalnością ci zaimponowała, tak? – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.
- Otrzymałam telefon od maga, który zajął się sekcją zwłok. Dzięki jego śledztwu odkryto, że Heinrich ukrywa się w małym miasteczku na uboczu. I oto na scenę wkraczamy my.
- Wreszcie rozumiem misję.
- Tak, mamy zabić Heinricha Zeptera, maga, który za bardzo zboczył ze ścieżki prawości, heh. Jeszcze jakieś pytania?
- Nie – odparł prawie żołnierskim tonem i wdepnął mocniej w pedał gazu, na co silnik Mustagna odpowiedział głośnym wyciem.
Po godzinie, z zachodzącym słońcem za plecami, dostrzegli tabliczkę z napisem: „Present Mountain” - tak się nazywało miasteczko, do którego dojechali. Znajdowała się na niej jeszcze jedna informacja - że mieścina liczyła dwa tysiące mieszkańców. Po wjechaniu na gruntową drogę zawieszenie zaczęło trzeszczeć od nierówności i wybojów.
- Tam jest hotel, załóżmy w nim bazę wypadową.
Kiritsugu kiwnął głową przytakująco i zaparkował obok wskazanego miejsca. Gdy tylko otworzyli drzwi i poczuli w nozdrzach zakurzone powietrze, zdali sobie sprawę, że są obserwowani.
- A to ci… - rzuciła kobieta, sięgając do bagażnika samochodu. Bez trudności podniosła walizkę pełną różnego rodzaju zabawek.
- Natalio, co myślisz?
- No… Liczmy na to, że są jedynie ciekawi. Ale wrodzona ostrożność mówi mi, by przygotować się też na najczarniejszy scenariusz.
- Że będziemy walczyć z dwoma tysiącami ludzi?
- W najczarniejszym scenariuszu nasz cel zacznie uciekać boso przez pustynię – mówiąc to, uśmiechnęła się zawadiacko.
Wyciągnęła coś z trzymanej walizki i rzuciła ją chłopakowi. Kiritsugu złapał i poczuł, że jest całkiem ciężka. Aktywując swój magiczny splot, prawie poczuł się spokojniejszy, tyle że kroczył wprost na terytorium wroga.
Oboje weszli do hotelu. Personel spoglądał na nich podejrzliwym wzrokiem.
- Chcieliśmy przenocować.
- 100 dolarów za jedną noc.
- 30 będzie jak znalazł.
- 100 dolarów za jedną noc.
- Dobrze… niech będzie stówa.
Natalia podała recepcjoniście banknot dwustudolarowy, a ten, dalej patrząc się na nich krzywo, położył na ladzie klucze.
- Pokój 208.
- Kiritsugu.
Kiwnął głową i podążył za nią po schodach na drugie piętro. Na samym końcu korytarza stały przegniłe drzwi.
- Klucze są tutaj w ogóle potrzebne?
Patrzył oniemiały, jak kobieta otwiera ledwo trzymające się drzwi. Rzucił ciężką walizkę na wyro, co wzbiło w powietrze chmurę kurzu.
- Natalio, co teraz? Naprawdę zostajemy tutaj na noc?
- Jeśli mieszkańcy nam pozwolą rzecz jasna.
Ostrożnie wyciągnęła z walizki tak zwaną nowożytną broń – pistolety, karabiny, amunicję i granaty – oraz parę magicznych gadżetów przypominających drewniane różdżki i zwierzęce futra obwiązane sznurem. Naśladując ją, Kiritsugu złapał za swoją walizkę i zaczął wypakowywać sprzęt.
Gwoli ścisłości, wtedy Kiritsugu był jeszcze w czasie treningu. Dlatego nie mógł używać swojej magii do zabijania magów. Z tego też powodu nie posiadał Thompsona Contendera, Pocisków Źródła ani nie mógł używać zdolności wewnętrznego manipulowania czasem.
Jego wyposażenie zostało skompletowane przez Natalię – jako jej wsparcie. Jego rolą było wypluwanie w stronę przeciwnika gradu pocisków albo ściąganie newralgicznych celów z dalekiego dystansu jako strzelec wyborowy. Mając to na uwadze, zabrał karabin maszynowy Calico i umieścił go w bocznej kaburze. Natalia podała mu strzelbę Weatherby Mark V, którą wziął do rąk i lekko zmarszczył brwi.
- Naprawdę mam tego używać?
Z racji swojej potężnej mocy obalającej strzelba nie była zwykle używana na początku starć z magami.
- Nie zapominaj, kto jest naszym przeciwnikiem. Z takim kopniakiem możemy rozwalić nawet dinozaura.
Oczywiście, że w świecie magów istniały stworzenia, których ta broń by nawet nie drasnęła – gatunki fantastyczne. Lecz na wroga, do starcia z którym się przygotowują, będzie w sam raz. W końcu staną w szranki z heretyckim magiem manipulującym ciałem i tworzącym potwory. Nawet gdyby porzucił magię i błagał o życie ze łzami w oczach, Kiritsugu i tak bez wahania pociągnąłby za spust. Chłopak mocno pochwycił broń. Jej ciężar uświadomił mu, że w tym niepozornym kształcie kryje się potworna siła.
Wyraz twarzy Natalii w jednej sekundzie stał się szalenie poważny. Zanim chłopak zdołał zapytać, pokazała mu palcami – „porusza się”.
- Pokój się rusza, czuję to.
Cichy szmer.
Kiritsugu też to zauważył. Prawie natychmiast zrozumiał, co musi zrobić. Sprawnie wyciągnął kierunkową minę przeciwpiechotną ze swojej walizki. Uzbroił ją przy drzwiach i podpiął do zapalnika cienki drut, który rozciągnął przy drzwiach. W momencie, gdy ktoś wejdzie do środka, przywita go siedem setek małych żelaznych kulek pędzących z zawrotną prędkością. Nie wydając żadnego dźwięku, Natalia wyłamała dziurę w ścianie na wielkość jednej osoby. W zasadzie to nie wyłamała, tylko roztrzaskała w drobny mak. Oczywiście tej techniki nie dało się wykonać bez specjalnego wzmocnienia ciała maną. Kiwnęła, że jest gotowa, i wpełzła do pokoju obok, wstrzymując oddech.
Dźwięki kroków.
Nawet Kiritsugu – jeszcze uczeń – mógł wyczuć bijącą od nich wrogość. Natalia stanęła przy drzwiach, a on zaraz obok niej. Chłopak domyślił się, że będzie grał rolę wsparcia, i złapał za rękojeść Calico. Ktoś zapukał do pokoju obok, który stał już pusty. Oboje trwali w kompletnej ciszy. Dźwięk z czasem przeistoczył się z pukania w gwałtowne walenie pięściami. Kiritsugu delikatnie przyłożył ucho do ściany. Powinien być w stanie usłyszeć mechanizm detonujący claymore’a. Nagle ktoś gwałtownie zaczął kopać w drzwi. Gdy te puściły, w holu rozległ się przerażający huk, a hotel zatrząsnął się tak w posadach, że aż z sufitu poleciał tynk.
Prawie jednocześnie Natalia ruszyła do akcji. Jednym uderzeniem wyważyła drzwi i podskoczyła do stojących jeszcze mieszkańców wioski uzbrojonych w stare strzelby i siekiery. Kiritsugu podbiegł do ściany i pomknął, przyciskając do niej bark, w stronę schodów, ale jakiś dźwięk go zaniepokoił. Rozpoznał twarz mężczyzny za biurkiem, który ich zakwaterował w hotelu, teraz idącego z rewolwerem w dłoni. Chłopak otworzył ogień bez żadnego wahania. Resztę personelu biegnącego za nim zalał rój pocisków. Ściany obryzgała krew, a trupy z konwulsjami głucho padły na wznak, otwierając ścieżkę na dół.
- Chodźmy.
- Dobrze - Kiritsugu zgodził się z Natalią.
Oboje wymknęli się tylnym wyjściem i z daleka obserwowali mieszkańców ciągnących do budynku za odgłosem wybuchu. Ich twarze nie wyrażały niczego, żadnego zdziwienia, smutku ani złości – wpatrywali się w hotel z zamkniętymi ustami. Byli uzbrojeni w strzelby, pistolety, kosy, siekiery i inne niebezpieczne narzędzia. Po pewnym czasie niezbyt żwawo zaczęli wchodzić do środka. W ich ruchach nie było strachu, zwątpienia czy nawet gniewu. Po dokonaniu zwiadu Kiritsugu podał lornetkę Natalii. Po dojściu do tych samych wniosków, co on, zaklęła delikatnie.
- Gdy mag chce się ukryć w zżytej i jednolitej społeczności jak ta, zwykle wybiera jedno z dwóch podejść.
Pierwsze – totalnej izolacji. Nie miesza się w nic ani nie utrzymuje kontaktu z nikim, cały czas będąc w ukryciu. Jednocześnie ryzykuje tym, że będzie krytykowany przez społeczność, w której postanowił się zaszyć. To podejście wybierają magowie preferujący ponad wszystko święty spokój.
Drugim podejściem z kolei jest bezlitosna, totalna kontrola. Wystarczy upatrzyć sobie hermetyczną społeczność i za pomocą magii opanować jej struktury od samej góry w dół. Po zakończeniu tego procesu przeniknięcie na zewnątrz tożsamości ukrywającego się maga jest bardzo mało prawdopodobne.
Heinrich Zepter najprawomocniej wybrał to drugie podejście. Mieszkańcy miasteczka wyglądali tak, jakby obdarto ich z wszelkich uczuć. Nie uczyniono tego, by byli w stanie znieść jakieś okropności, ale po to, by ich mózgi mogły być sterowane przez kogoś z zewnątrz. Pewnie po to, by nikt nie zdradził, gdzie mieszka król tego miasteczka – Heinrich Zepter.
- Jeśli tak jest, od tutejszych nie zdobędziemy żadnych informacji.
- A może kogoś złapiemy i przesłuchamy za pomocą magii? – po pytaniu Kiritsugu Natalia jeszcze bardziej się zakłopotała.
- Nasz przeciwnik to mag, który na pewno o tym pomyślał i coś zaplanował.
- Więc porwanie odpada.
- Nic na to nie poradzimy. Musimy wykombinować coś innego – kobieta westchnęła.
Oddalili się od miejsca, z którego obserwowali hotel, i weszli do budynku przypominającego stajnię – w środku okazało się, że mieli rację. Kiritsugu, dostrzegłszy samotnego stajennego pałętającego się bez celu, podskoczył do niego i przyłożył mu nóż do gardła, zatykając jednocześnie usta.
- Nie waż się ruszyć! Ani słowa!
Mężczyzna nawet w obliczu gróźb nie okazywał żadnych emocji. Stał niczym posąg o pustym obliczu. Kiritsugu ścisnął go z całej siły i użył groźnego tonu, by dać do zrozumienia, że nie żartuje. Tylko że pochwycony mieszkaniec wyglądał tak, jakby miał to gdzieś.
- Gdzie możemy znaleźć mężczyznę o imieniu Heinrich Zepter? – dla pewności zadał to pytanie. Docisnął nóż do skóry stajennego i delikatnie ją rozciął, by udowodnić, że nie trzyma w ręce zabawki.
- Nie mamy czasu, odpowiadaj!
Mężczyzna leniwie skinął głową. Pokazał palcem na wschód, po czym uniósł do góry trzy palce.
- Trzy kilometry na wschód? Czy może trzysta metrów?
Najpierw potrząsnął głową, a potem przytaknął – wyglądało na to, że trzysta metrów. Gdy Kiritsugu zamierzał podciąć gardło stajennemu, poczuł, jak coś lekko się poruszyło.
- Młody, z drogi!
Na tę komendę natychmiast uskoczył w bok. W tym samym momencie z pleców mężczyzny wyłoniła się trzecia ręka i przeszyła miejsce, gdzie przed chwilą stał chłopak. To nie była normalna ręka. Dziwnie długa i silna, mimo że wysuszona, jakby należała do mumii. Zawróciła w powietrzu i zaatakowała Natalię, która poleciała do tyłu jak szmaciana lalka.
- Natalia! – wykrzyknął, na co kobieta odpowiedziała mu bez wahania:
- Strzelaj!
Kiritsugu zareagował momentalnie, jedną ręka objął rękojeść Calico, a drugą pociągnął za spust. Pistolet maszynowy wypluł z siebie ponad dwadzieścia pocisków – stanowczo za dużo – dlatego lufa zbytnio uciekła mu do góry za sprawą odrzutu. To jednak wystarczyło, by stajenny padł na ziemię jak długi, nie wydając z siebie nawet jęknięcia. Spoglądając na zwłoki, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś tutaj nie grało. To nie był pierwszy raz, jak zastrzelił człowieka, ale miał wrażenie, że posłał kule do czegoś kompletnie innego.
- Młody, zobacz! – Natalia kopnięciem obróciła ciało, co natychmiast pozwoliło chłopakowi zrozumieć, skąd wzięło się to dziwne wrażenie.
- W ogóle nie krwawi.
- Tak, jak jakiś trupojad. Z zewnątrz wydaje się żywy i nawet trochę inteligentny, ale w środku…
Wyciągnęła nóż z buta i jednym ruchem rozcięła go od piersi do brzucha.
- Jest pusty. Popatrz na to. Zostały tylko płuca i serce. Reszta kompletnie usunięta. Czyżby chodziło o to, by mógł jedynie żyć i mówić?
- Natalio, nie czas, by popadać w zachwyt. Musimy się stąd wynosić.
- Racja, dźwięk wystrzałów ściągnie tutaj całe miasteczko…
Coś wielkiego wyłoniło się za plecami Natalii. Zobaczyła spanikowaną twarz Kiritsugu i wyczuła silną żądzę mordu. Z szybkością błyskawicy przykucnęła i z półobrotu kopnęła za siebie, demonstrując nadludzki refleks.
- Chyba sobie jaja robicie…
Nawet ona zrobiła zdziwioną minę, gdy zobaczyła, co ma przed oczami. To był koń. Cóż innego mogli spotkać w stajni. Tyle że ten koń miał dwie idealnie scalone ze sobą głowy. Miejsce ich połączenia wyglądało jak stopiona czekolada. Pośród ośmiu kończyn dwie wyglądały jak ludzkie, tyle że były potwornie pomarszczone – niczym potwora.
- Fajny ma chłop gust…
Odchyliła się i ponownie kopnęła kreaturę. Pochwyciła jej wijące się cielsko i wzmocniła rękę maną, by rozerwać ją na pół. Koń jednak nie dawał za wygraną i zaczął wywijać kopytami, celując prosto w nią. Gdy Natalia starała się utrzymać bestię, w jej stronę poszybowała strzała. Już kolejny raz udowodniła, że posiadała nadludzkie zmysły. Wygięła się i, nie puszczając kreatury, kopnęła z impetem w strzałę, która pękła w powietrzu. Kiritsugu natychmiast wypatrzył miejscowego z łukiem.
Bez żadnego rozkazu wycelował strzelbę i pociągnął za spust. Ogłuszył go potężny huk, a ramię zdrętwiało. W ciele łucznika zrobiła się pokaźna dziura.
- By to szlag! – rzuciła, bo kreatura okazała się silniejsza, niż sądziła. Dwugłowy koń wymknął się z uścisku Natalii. Wbił swoje czarne ślepia w nich oboje, po czym zaczął uciekać. Zdębieli, widząc, z jaką robił to szybkością.
- Zamierza się wspiąć po ścianie?!
Koń z zadziwiającą gibkością wpełzł na mały domek obok. Kiritsugu natychmiast podniósł strzelbę i strzelił. Pocisk przebił cielsko i skruszył cegły budynku.
- Czyżby miał dwa serca…?
Przeklął się w duszy, że zignorował równie oczywisty fakt.
- Zaczekaj! – krzyknęła gniewnie Natalia wysokim i przenikliwym głosem, gdy koń skoczył i zaczął galopować w stronę zbierających się mieszkańców. W momencie skoku przypominał monstrualną żabę. Kobieta mogła rzucić się za nim w pościg, ale wcześniej czy później natrafiłaby na liczny opór tutejszych.
- Co zmierzasz zrobić? Chcesz zaatakować?
Na pytanie Kiritsugu Natalia okazała drobne zwątpienie. Był to rzadki widok, wziąwszy pod uwagę jej wcześniejsze natychmiastowe decyzje. Jak by się nad tym zastanowić, to pozostały im dwie opcje, atakować albo uciekać – tak przynajmniej sądził młody. W końcu poszukiwanie na ślepo miejsca pobytu maga byłoby szaleństwem. Jednakże…
- Nie, nie zaatakujemy.
- Więc się wycofujemy?
- Nie, nie uciekamy.
Natalia przedstawiła trzecią opcję. Spojrzała na Kiritsugu i uśmiechnęła się szeroko.
- Umrę, a ty dostaniesz się do Zeptera.
Chłopak nie wiedział, co jej na to powiedzieć.
Po pozyskaniu informacji od dwugłowego konia duża grupa ludzi odprowadziła go do stajni. Liczyła ona prawie połowę populacji miasteczka. Wtedy spotkali kobietę, która poruszała się w ich kierunku niepewnym krokiem. Ktoś naciągnął cięciwę i wypuścił strzałę. Ktoś inny pociągnął za spust starej strzelby. Wszystko skończyło się tym, że obca kobieta została postrzelona w ramię i ugodzona strzałą w brzuch, po czym osunęła się bez życia na ziemię. Mieszkańcy miasteczka otoczyli ją, uważnie obserwując.
- Nie żyje.
- Tak.
- Powinniśmy wezwać doktora.
- Doktora nie ma.
- Ale Tracz jest tutaj.
- To nieodpowiednie miejsce. Znieśmy ją do Tracza.
- Uczyńmy tak.
- Na wolności powinien być ktoś jeszcze.
- Znajdźmy go.
Ukrywszy głęboko swoją świadomość, nie oddychając i zatrzymawszy serce, Natalia była dosłownie martwa. Jej mózg pracował tylko szczątkowo, dlatego po wychwyceniu słowa „doktor” doszła do szybkiej konkluzji – ten, który ich leczy, to musi być Heinrich Zepter.
Dobrze, zabierzcie mnie do niego – przeleciało przez jej uśpioną świadomość.
Kiritsugu w tym samym czasie zakradł się do opuszczonego budynku i odetchnął z ulgą, gdy wyczuł delikatnie pulsowanie many Natalii. Całe szczęście, że mieszkańcy nie postanowili zrobić jej sekcji, nabić na pal albo spalić. Dopiero teraz zaczynało się jego zadanie. Najpierw musiał zlokalizować kierunek poruszania się many Natalii poprzez radiestezję. To była najłatwiejsza część planu. Problemem było, jak się tam dostać niezauważonym pod ostrzałem dwóch tysięcy wścibskich par oczu.
- Coś wymyślisz, młody – mówiła do siebie Natalia, idąc w stronę miejsca swojej śmierci. – Na pewno dasz radę.
Kiritsugu przypomniał sobie jej słowa i jeszcze bardziej wytężył nerwy. Zwisający na sznurku błyszczący kamień zaczął się poruszać bez niczyjej ingerencji. Po paru chwilach przechylił się w kierunku źródła many Natalii.
- Więc jednak wschód.
Gdy upewnił się, że nikogo nie było w pobliżu, wymknął się z opuszczonej rudery.
Natalia była niesiona przez mieszkańców-zombie do domu doktora.
Przewidziała - Zepter nie uwierzy w ich deklarację o jej śmierci.
Przewidziała - gdy tylko Zepter ją zobaczy, sam będzie chciał ją zabić.
Przewidziała - zamiast gawędzić, od razu przejdzie do rzeczy.
Przewidziała - „doktora” nie będzie w pobliżu, dlatego zyskała parę cennych chwil, by mieszkańcy się rozpierzchli. W tych przypadkach miała szczęście.
Pytanie brzmiało - kim był Tracz? Zastępcą doktora? Najprawdopodobniej jego uczniem albo asystentem. Skoro również studiuje ten rodzaj magii, musi zostać wyeliminowany jak jego mistrz.
Miała też życzenie – by mieszkańcy zostawili ją w domu doktora, a sami wrócili do swoich poprzednich zajęć.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a potem ciężkie skrzypienie podłogi. Zrozumiała, że jest na miejscu. Nie oddychała, więc nie mogła używać swojego węchu, ale dzięki sensorom skórnym była w stanie określić, że znalazła się we wnętrzu budynku. Ukryła swoją manę, jak potrafiła najmocniej. Wypromieniowała na zewnątrz tyle magicznej energii, by Kiritsugu mógł ją odnaleźć i zlokalizować to miejsce. Przynajmniej cała jej strategia opierała się na tym mglistym założeniu.
- Tracz, przynieś mi składniki.
- Już tam są.
Wygląda na to, że to był ten cały Tracz. Wraz z dźwiękiem ciągniętych butów słyszała jakiś metal szurający o podłogę. Nie mogła odgadnąć, co to jest, bo dalej udawała trupa. Mieszkańcy powoli odchodzili, co sugerowały rozmywające się w oddali odgłosy kroków. Ostatnia osoba zamknęła za sobą drzwi. Upewniła się jeszcze parę sekund, po czym zaczęła wybudzanie - wpierw aktywowała wzrok. Nie poruszając głowy, rozwarła powieki i na wpół martwym wzrokiem rozpoczęła obserwację pomieszczenia. Jak przypuszczała, to na pewno nie był gabinet lekarski. Wszędzie leżały najprzeróżniejsze magiczne przyrządy, jak i narzędzia do sekcji, noże oraz maczety. Natomiast na regale za szklaną szybką pięć odciętych rąk, kilka ostrych szponów i płody wpatrujące się w nią mętnymi źrenicami. Na podłodze leżały porozrzucane całe tomiszcza magicznych ksiąg, nie żadnych cymesów, ale też nie najtańszych. Ściany, łóżko, światło, wszystko wyglądało, jakby wyjęte żywcem z podrzędnej speluny, ale to bez wątpienia był warsztat maga. Natalia uwierzyła, że to było mieszkanie Heinricha Zeptera.
- Co? Ty dalej żyjesz…?
Sekunda wystarczyła jej, by aktywować swój plot magiczny, podskoczyć do niego i jednym płynnym ruchem skręcić mu kark.
- Och?
Na jego głowie wygiętej w drugą stronę malowało się szczere zdziwienie – przypominał teraz bohatera jakiegoś surrealistycznego obrazu. Mimo że jego kręgosłup w odcinku szyjnym był złamany, dalej żył i poruszał się jak gdyby nigdy nic.
- Co ty wyprawiasz?!
Nie nastawiwszy swojej dyndającej na boki głowy, Tracz zaatakował pochwyconą maczetą, brązową od zakrzepłej krwi. Uniknięcie ciosu było łatwe. Natalia skondensowała manę w dłoni i uderzyła go po karatecku w okolice szyi, co zaowocowało tym, że jego ciało pękło na dwie części. Odskoczyła na krok w tył od bulgoczącego wulkanu krwi i wnętrzności. Wtedy była pewna, że go wykończyła. Nieważne, czy był magiem, czy wskrzeszoną kreaturą, jego serce zostało zmiażdżone, więc wszystkie funkcje życiowe powinny zostać zatrzymane. A tak przynajmniej powinno być w teorii.
- Co…? – wyjęknęła, gdy rozbebeszona kupa mięsa zaczęła się poruszać. Lewa i prawa część zaczęły ze sobą współpracować, by wstać.
- Misz… jesss na wi… wideeee….
- Cokolwiek tutaj robił, nie pomyślałabym, że stworzy równie groteskową kreaturę.
Zamachnęła się i kopnęła w Tracza, który próbował ją jeszcze raz zaatakować.
- Nie moż…
- Gdzie jest doktor, który cię stworzył? Jeśli nie powiesz, będę cię tak długo ćwiartowała, aż zatracisz zdolność mowy – mówiąc to, podniosła maczetę i przyłożyła mu ją do gardła.
- Doktrr… tam…
Tracz wskazał drgającą ręką drugą stronę pomieszczenia. Stał tam stary telewizor oraz półka z książkami. Natalia uważniej się w nią wpatrzyła i zauważyła jakieś tandetne magiczne opracowania, kroniki miejskie, dzienniki oraz…
- Kaseta wideo?
Telewizor i kaseta wideo?
Przez moment uwaga Natalii nie skupiła się na Traczu wijącym się w kawałkach na podłodze – a raczej nie wyczuła niczego chcącego ją zaatakować. Odwróciła głowę dopiero w chwili, gdy za jej plecami rozległ się trzask rozrywanej drewnianej posadzki. Nie była zdolna zareagować, dlatego tylko patrzyła, jak Tracz jest wciągany pod ziemię z niezwykłą szybkością. Spanikowana podbiegła do dziury w podłodze i wbiła wzrok w kryjący się w niej mrok. Zapaliła papierosa i wrzuciła go do środka. Czerwone światełko opadało w czeluści piekielne tak długo, aż znikło kompletnie.
- No dobra… - zatkało ją na parę chwil, ale wreszcie wróciła do siebie. Zapaliła drugiego papierosa, podniosła kasetę wideo i podeszła do starego telewizora kineskopowego. Skoro w miasteczku grasował stwór potrafiący porywać ciała spod ziemi, musiała pozyskać o nim więcej informacji. A te mogły się znajdować na kasecie. Włożyła ją do magnetowidu i odtworzyła nagranie. Postać, która pojawiła się na ekranie, była Natalii znajoma.
- Miło mi, że się wreszcie spotykamy, Heinrichu Zepterze – odparła z zimnym uśmiechem.
Emiya Kiritsugu zlokalizował budynek, do którego zaciągnięto Natalię. Wydobywał się z niego odór krwi i śmierci trudny do pomylenia z czymś innym. Pracownia nikczemnego maga będąca świadkiem wielu obrzydliwych i wynaturzonych scen nie dających się opisać zwykłymi słowy. Ohydą przewyższała pracownię jego ojca, gdzie pierwszy raz zaznał rozpaczy tego świata, a jakby tego było mało, biło od niej chłodne okrucieństwo. Kroczył do diabelskiego warsztatu wolnym krokiem.
- Już jesteś.
Kiwnął Natalii na jej słowa. Ta, jakby kompletnie ignorując okropieństwa wokół, siedziała na sofie i oglądała telewizję. Prawie uzewnętrznił swoje niedowierzanie i zbulwersowanie, lecz zauważył, że wskazuje mu ekran. Posłusznie skupił się na nim.
- To Zepter…?
- Tak. Wygląda na to, że posłał nam list miłosny z piekieł.
Na ekranie rysował się zarośnięty mężczyzna. Broda zakrywała prawie połowę jego twarzy. Z jego zmęczonych, zapadłych oczu nie promieniowało szaleństwo ani pustka lecz rozsądek.
- Łowcy ze Stowarzyszenia, nazywam się Heinrich Zepter, człowiek, którego szukacie.
W jego głosie nie było ani krzty triumfu. Informował ich o tym fakcie ze zwykłą obojętnością.
- Gdy to oglądacie, mnie nie ma już na tym świecie.
- Nie ma go na tym świecie…? To jego ostatnie słowa? – skrzywił się Kiritsugu.
- Mag? Ostatnie słowa…? – wyszeptała Natalia.
- To prawda, że rodzina Zepterów zboczyła ze słusznej ścieżki. Byliśmy w stanie wskrzeszać ludzi – ożywiać martwe ciała, odzyskiwać informacje z ich mózgów, a nawet odtwarzać uszkodzone sploty magiczne. Skoro doszliśmy tak daleko, pozostało nam jedynie przywoływanie duszy zmarłego. Jednak my nigdy nie zajmowaliśmy się aspektami duchowymi, a cielesnymi.
Potrząsnął głową, jakby był znudzony.
- Palec, pukiel włosów, paznokcie, gałki oczne – nasza technika jest w stanie idealnie wskrzesić ciało tylko z tego. Zamienić rękę człowieka ręką innego i sprawić, by ciało myślało, że kończyna należy do niego. I wreszcie połączyć wszystkie części i sprawić, by się poruszyły.
Milczał krótką chwilę.
- A wszystko to w jakim celu? To nudne. I nieważne, jakimi słowami to opiszę, przypomina jedynie budowanie zabawek.
- Tak, ma rację – odparła Natalia, na co również przytaknął Kiritsugu.
Ta technika była czymś niesamowitym, ale nie z magicznego punktu widzenia. W nauce na pewno wywołałaby niemałe zamieszanie i zachwyt wielu ludzi. Ale dla maga była kompletnie bezużyteczna. W końcu po co komu fabryka chodzących trupów? Ale wtedy Kiritsugu coś zauważył. Na początku w jego oczach dało się dostrzec błysk inteligencji, a w głosie racjonalność. Jednak wraz z czasem te powoli znikały.
- Tak, to tylko zabawki. Ale my… nie, ja. Ja poszukiwałem Źródła jak pozostali magowie. Dlatego przywiązałem się do tych zabawek.
Szaleństwo zaczęło się wylewać każdego gestu jego ciała i ekspresji na twarzy.
- Tak, jestem od nich uzależniony. Zakochałem się w nich. Tworzenie moich kreatur daje mi największą radość w życiu!
Spoglądając na jego podły uśmiech, Kiritsugu naszły przemyślenia. Wiele razy już walczył z magami, którzy zboczyli ze ścieżki prawości, ale ich podejście do magii przypominało bardziej ascetycznych mnichów, którzy co prawda zabijali, lecz robili to dla wyższego dobra. W porównaniu z nimi Zepter był o wiele bardziej interesującą osobą. Doszło do niego, że czuje się zafascynowany. Wzrok lekko mu przygasnął, a gałki oczne zaczęły chaotycznie krążyć po pomieszczeniu.
- Nie daj mu się zawładnąć.
Natalia przyłożyła rozpaloną końcówkę papierosa do jego ręki. Wraz z bólem przeszywającym jego cało powróciła również świadomość.
- Możesz się opić piwem, ale łowca dający się opętać szaleństwu chyba nie nadaje się do tej roboty, mam rację?
Słysząc jej ciętą uwagę, skrzywił się lekko.
- To było…
- Nie, to nie magia. Pewnie dlatego nie rozumiesz, co się stało. To było czyste szaleństwo. Jego cel, sens życia, zainteresowania i hobby są jednym i tym samym. Z punktu widzenia maga to najgorsza z możliwych sytuacji dla nas.
Motyw – zabawa z trupami. Sens życia – zabawa z trupami. Zainteresowania – zabawa z trupami. Hobby - zabawa z trupami.
- Sześć rąk ruszających się jednocześnie. Cztery nogi jednocześnie zaczynające biec. Dwie głowy rozmyślające o tym samym, przytwierdzone do jednego ciała i dzielące się ze światem swoimi przemyśleniami… Tak, to frajda. Największa na świecie!
Kiritsugu zauważył to pierwszy.
- Natalio, czyżby podłoga na nagraniu się poruszała?
- Co? – rzucając, skupiła się na tle za Zepterem. Rzeczywiście, podłoga przesuwała się nieregularnie, jakby była żywym organizmem.
- Tworzyłem potwory, tworzyłem i tworzyłem. Wielka szkoda, że zboczyłem z prawilnej ścieżki i teraz świat magów będzie chciał mnie za to ukarać. Z tego powodu zawędrowałem do Ameryki, zapomnianego lądu, gdzie mogłem korzystać do woli z wolnej przestrzeni oraz ludzi, by bez reszty oddać się temu, co kocham najbardziej.
- Mógł to robić bez żadnych ograniczeń?
Zadowolony z siebie wziął głębszy oddech.
- Tak, jestem bezgranicznie usatysfakcjonowany. Łączyłem dzieci ze starcami. Tworzyłem ludzi o trzech rękach. Nawet Sturękich w miniaturowej wersji. Dlatego jestem zadowolony. W mojej imaginacji pozostała jeszcze jedna rzecz do zrealizowania.
Teraz już nie podłoga, ale całe miejsce drgało, jakby trzęsione gorączką. Natalia i Kiritsugu z uwagą spoglądali na nagranie.
- Sam zmienię się w potwora! Czyż to nie idealne zakończenie?!
Razem ze swoimi słowami został przez coś pochwycony i z okrzykami rozkoszy pochłonięty. Nagranie się zatrzymało, a na ekranie pojawił się szum. Oboje stanęli na równe nogi.
- Facet sam zmienił się w potwora? – zapytał Kiritsugu, na co ona przytaknęła.
- To nic niezwykłego. Magowie zatracający się w szaleństwie robią różne dziwne rzeczy. Można nawet powiedzieć, że to dość normalne zachowanie w jego przypadku.
Natalia obróciła się w stronę Kiritsugu i dokończyła wywód:
- To tyczy się również mnie i ciebie. Jeśli się zatracimy, to przegramy. Jak rodzina Zepterów, która odcięła się do świata, by kontynuować swoje eksperymenty. Nim sami się zorientowali, wkroczyli już na ścieżkę zła. Szaleństwo odbierze ci rozum w mgnieniu oka, jeśli mu na to pozwolisz.
Kiritsugu milczał. Jej wykłady na temat magii oraz techniki były bardzo ważne, ale miał nieodparte wrażenie, że to była najistotniejsza rzecz, jaką od niej usłyszał.
- Szaleństwo sprawnie umyka przed ludzkim okiem. Szaleniec może z pozoru wydać się miłym i cywilizowanym dżentelmenem.
- Więc jak go przejrzeć?
- Nie oceniać książki po okładce. Możesz zawierzyć swojemu instynktowi, ale nie opieraj wszystkiego na swoich pragnieniach. I ostatnie - nie możesz się pogubić.
Oboje wpatrzyli się w dziurę w podłodze, która wyglądała jak wrota piekieł.
- Dobrze więc. Czas na łowy.
Kiritsugu przytaknął i objąwszy mocno Natalię, skoczył.
Pięć metrów.
Dziesięć metrów.
Piętnaście metrów.
Gdy przekroczyli granicę dwudziestu metrów, Natalia zauważyła podłoże. Wyciągnęła rękę i paznokciami wbiła się w ścianę, hamując pęd, z jakim spadali. Kiritsugu rozpoczął obserwację jaskini w poszukiwaniu potencjalnej drogi ucieczki. Chwilę potem oboje wylądowali.
- To miejsce jest wielkie – odparł Kiritsugu. Natalia uśmiechnęła się na jego słowa, pamiętając, że taką samą opinię miał o Stanach Zjednoczonych.
Dotarli do naturalnej podziemnej jaskini, której wielkości nie dało się łatwo oszacować. W przybliżeniu można było powiedzieć, że była tak duża, jak całe miasteczko nad nią. Wtedy oboje pomimo otaczającego ich mroku doszli do pewnego wniosku - coś tutaj jest. Coś niebezpiecznego, plugawego, odpychającego i przerażającego. W każdym razie coś nieludzkiego. I z tego właśnie powodu jako obrońcy ludzkiej rasy musieli temu stawić czoła.
Za pomocą magii Natalia stworzyła małą lampkę i razem z Kiritsugu ruszyła przed siebie. Po krótkiej chwili nozdrza kobiety wypełnił odór rozkładu. Fetor gnijącego ciała. Z oddali dało się usłyszeć wilgotny i obrzydliwy dźwięk mlaskania. Natychmiast zgasiła lampkę i dalej posuwali się już w kompletnej ciemności, do której dość szybko się przyzwyczaili. I wtedy to zobaczyli. By łatwiej to zilustrować - przypominało gigantyczną królową mrówek. Z jej gigantycznego, rurowatego odwłoka przychodził na świat człowiek. Cały lśniący od galaretowatej mazi w pełnym ubraniu. Jego twarz dobrze pamiętali. W końcu niedawno zabił go Kiritsugu.
- To ten facet z hotelu…
- Tak, recepcjonista, który nas zakwaterował.
Zrzucając z siebie lepką maź, niepewnie wstał na nogi i udał się głębiej do wnętrza jaskini.
- To znaczy, że wszyscy ludzie, z którymi walczyliśmy…
- Byli jego dziećmi.
Kreatura przekroczyła najśmielsze oczekiwania Kiritsugu. Widząc tę pokraczną abominację, ledwo potrafił utrzymać na wodzy swój zdrowy rozsądek. Jego twarda jak stal siła woli, strzelba w rękach i opanowanie Natalii były jedynymi rzeczami, które nie pozwoliły mu wpaść w odmęty szaleństwa. W ciszy czekał na dalsze instrukcje i starał się domyślić, jakie one mogą być.
- No dobra, ta poczwara przed nami to nasz cel - Heinrich Zepter. Ale… co powinniśmy zrobić?
- Zabić go.
- No racja, ale jak mamy tego dokonać?
- Najlepiej zniszczyć go ogniem. Mamy przy sobie dostateczną ilość materiałów wybuchowych. Rozwalimy go jednym uderzeniem, zanim zdąży cokolwiek zrobić.
- Dobra sugestia – Natalia przytaknęła. – Jeśli będziemy działali szybko, nie zdąży odbudować armii.
- Więc…
- Kreatura przed nami wydaje się być tępa i ociężała… Albo jest tak tylko z zewnątrz. Pytanie brzmi: czy gdzieś tam kryje się jeszcze umysł Zeptera.
- A jeśli tak jest, to…?
- Najprawdopodobniej wie, że tutaj jesteśmy, i domyśla się, jak się z nim chcemy rozprawić. A jeśli tak jest, musiał zaplanować jakiś kontratak albo pułapkę. W takim wypadku albo zostaniemy rozszarpani i zabici, albo zamieni nas w swoje zabawki. Jedna z tych dwóch opcji.
Kiritsugu milczał.
- Ale jestem pewna, że damy radę. Jeśli coś zaplanował, są sposoby…
- Wycofamy się i przegrupujemy?
- Nie, nie. Nikt nie będzie uciekał. Wystarczy, że podejmiemy odpowiednie środki prewencyjne.
Natalia sięgnęła do plecaka Kiritsugu i wyjęła z niego broń.
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- Najpierw ukryję. To w końcu nasza tajna broń – mówiąc to, uśmiechnęła się z pewnością siebie.
- Młody, wszystko gotowe?
Kiritsugu kiwnął głową, rozstawiając strzelbę Weatherby Mk V. Jak mu wcześniej powiedziała, ta broń idealnie się nada.
- W takim razie zaraz wracam.
Kobieta wstała i udała się prosto do maszkary przed nimi. Jej liczne pary oczu skierowały się na nią. Ignorując ten fakt, stanęła w pewnej odległości od celu i bez strachu ukłoniła się nisko.
- Witam, Heinrichu Zepterze, miło mi poznać.
Kreatura milczała. Nagle, nie otwierając żadnego otworu, przemówiła do Natalii telepatycznie.
- Ciebie też miło poznać, Natalio.
- Skąd znasz moje imię?
- Cała wioska jest mną. Nie ma tutaj niczego, o czym bym nie wiedział. Nawet o tym młodzieniaszku, który ma mnie na muszce.
Kiritsugu milczał. Broń miał przygotowaną do wystrzału i wycelowaną. Czekał jedynie na sygnał.
- Rozumiem, więc ci się powiodło. W tym nieskrępowanym ciele osiągnąłeś prawie nieśmiertelność. A mimo tego dalej jesteś człowiekiem.
- W rzeczy samej. Ja, Heinrich Zepter, jestem świadomym człowiekiem i kocham to ciało.
- Więc masz zamiar mnożyć mieszkańców, którzy są częścią ciebie, i żyć w pokoju do końca świata?
- Niemożliwe. Jestem człowiekiem, wiec mam też swoje pragnienia.
- Z tego, co rozumiem, nie chcesz być doceniony. Czyżbyś również poszukiwał Źródła? Skorzystasz ze swej nieśmiertelności, by posiąść coś, czego wszyscy pragną?
Zepter zadrwił z jej słów tak otwarcie, że nawet Kiritsugu to poczuł. Źródło – cel, do którego dąży każdy mag, wiedza o początku i końcu wszystkiego.
- Więc ja też mam do ciebie pytanie, łowco magów. Czemu ty go nie poszukujesz?
- Bo go nie potrzebuję. Nie czuję potrzeby, by mieć cały świat u stóp, ani nie jestem nim tak sfrustrowana, by go odrzucać.
- Ze mną jest tak samo. Kocham ten chaotyczny świat. Co by się stało, gdybym zrozumiał jego początek i koniec? Miałbym wiedzę i co z tego? Mnie najbardziej ciekawi, jak daleko mogę przemienić sam siebie – tylko tyle.
- Naprawdę? Więc nieźle się dogadujemy.
Natalia zacisnęła pięść. Uaktywniła splot magiczny, uruchamiając swoją najpotężniejszą magię.
- Dokładnie. Dlatego jedna osoba na tym świecie wystarczy!
Kiritsugu odebrał sygnał i zgodnie z ustaleniami pociągnął za spust. Jaskinię wypełnił przerażający grzmot, a pocisk rozsadził oczy Zeptera. Natalia zaczęła uciekać, a za nią pognały niezliczone ręce, które wyrosły z cielska bestii.
- Nie bądź naiwna!
Jej prawa ręka błysnęła i odcięła goniące za nią kończyny. Demonica oszukująca mężczyzn i wysysająca ich dusze do cna – Natalia, której przodkowie byli sukubami, posiadała specjalną moc. Mogła uwalniać duże ilości many za jednym zamachem. Jak odrzutowiec, który znacząco przyśpiesza, odpalając dopalacze. Siła rąk, nóg, wytrzymałość, odporność – wszystkie jej atrybuty stawały się mocniejsze. Było to coś podobnego do wzmocnienia ciała magią run, tyle że na znacznie krótszy okres czasu. Z tego powodu Natalia musiała zrekompensować tę wadę wyjątkową brutalnością. Berserk – Natalia wcześniej zaabsorbowała kawałki dusz jej znajomych magów specjalnie na tę bitwę. Zamachnęła się rękami i wyskoczyła w powietrze. Jej nogi wbiły się głęboko w cielsko i rozerwały je na strzępy. Ze środka wylał się stężony kwas żołądkowy. Paroma lekkimi kroczkami umknęła z drogi potoku śmierdzącej brei. W tym samym czasie Kiritsugu z dokładnością maszyny faszerował ołowiem cielsko bestii. Pociski Weatherby Magnum, ważące zawrotne 32 gramy jeden, bezlitośnie masakrowały Zeptera.
Ich przeciwnik nie był silny, w zasadzie to był całkiem słaby. W końcu jego ciało powstało z mięsa ludzi i zwierząt. Ale z tego powodu cielsko maszkary absorbowało pociski jak galareta. Nawet trafione bezpośrednio po niedługim czasie powracało do poprzedniego stanu. W konsekwencji Kiritsugu powoli tracił cierpliwość. Ale nawet mimo tego ręka, którą pociągał za spust, oraz oczy spoglądające przez lunetę na cel nie miały zamiaru się poddać i pozwolić kreaturze ujść z tego w jednym kawałku. Wtedy jednak ruchy Natalii straciły werwę. Chłopak tego właśnie się bał. Musiała zapłacić cenę za nadludzką siłę i szybkość, jej zasoby many szybko się wyczerpały. Kobieta była zmuszona przejść w tryb normalnej konsumpcji energii magicznej. To nie znaczyło, że nie mogła już korzystać z magii, tylko że jej sprawność bojowa stanowczo się osłabiła.
Zepter oczywiście nie mógł zaprzepaścić takiej okazji. Pochwycił ją pozostałymi dziesięcioma rękami. Jego liczne oczy skierowały się na nią z obrzydliwą więc synchronizacją. Jej oddech przyśpieszył, a czoło oblał pot, lecz z ust wyrwał się śmiech.
- Witaj w moim miasteczku.
W tym momencie cielsko rozwarło się na wysokości brzucha i pochłonęło Natalię do wnętrza.
- Natalio!
Jego krzyk nie mógł do niej dotrzeć, ale mimo tego go wydał. Zepter natychmiast zmienił cel na niego.
- No więc, młody człowieku, nie zaprzeczę, że stawiałeś chwalebny opór. Ale to koniec. Od teraz będziesz żył we mnie.
Ściana cielska posuwała się w jego stronę. Widząc to, poddał się kompletnie.
W tym momencie odwłok maszkarona napuchnął i pękł, wypluwając języki ognia. Zepter zaczął się zataczać w panice, zapominając o młodzieńcu ze strzelbą. Wtedy Kiritsugu przypomniał sobie o broni, którą Natalia wyciągnęła wcześniej z jego plecaka, granatowi zapalającemu TH3.
- Teraz!
Na te słowa chłopak przygotował strzelbę i celnym strzałem rozpruł brzuch kreatury. Natalia wytoczyła się z niego oblepiona przeróżnymi płynami ustrojowymi. Wtedy Kiritsugu to zobaczył – Zeptera we wnętrzu kreatury. Był chudy jak mumia, ale te puste oczy wyglądały tak samo jak na nagraniu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, przepełnił go szok i strach. Zamek strzelby charakterystycznie przeskoczył, a z lufy wystrzelił pocisk Magnum, który rozerwał na strzępy przerażoną twarz maga. Splot magiczny zarządzający całym cielskiem stracił połączenie z mózgiem Zeptera - w rezultacie kreatura ugięła się pod własnym ciężarem i zwaliła na ziemię niczym pokaźny wór mięsa.
- Co za smród! Ale wali rzygowinami!
Stanęła z ziemi, zrzucając z siebie kawałki mięcha, resztki rąk oraz inne, ciężkie do opisania, organy. Rozejrzała się, szukając celu.
- Młody, gdyby nie ty, byłoby parno. A teraz… Jego magiczny herb powinien gdzieś tutaj być.
Sekrety magii Zepterów, które przechowywali wyryte we własnych ciałach. Gdyby coś takiego sprzedać, można by dostatnie żyć przez bardzo długi czas. W końcu Natalia lubiła wydawać, i to dużo. Kupowała sobie domy i schrony na całym świecie wedle własnego kaprysu (nazywała je skrytkami). Patrząc z tej perspektywy, taka ogromna ilość pieniędzy starczyłaby jej na góra dwa miesiące.
To Kiritsugu odnalazł magiczny herb rodziny Zepterów na wyschniętym ciele ostatniego jej przedstawiciela. Miał już dać znać Natalii, ale się zawahał. Ta heretycka technika magii była zbyt niebezpieczna. Nie chodziło w niej o wskrzeszanie zmarłych, ale o tworzenie nowych istot z trupów. Czy jakaś losowa osoba może wejść w posiadanie wiedzy o takim kalibrze? Nie wiedział, jak postąpić.
Masz zamiar zdradzić swoją nauczycielkę? – cichy głosik rozbrzmiał w jego głowie. Ale wtedy pojawił inny:
- Hej, Kerry, kim chcesz zostać, jak dorośniesz?
Bez wahania włożył rękę do gnijącego mięsa.
- Znalazłeś coś?
- Nie, nic – skłamał tak naturalnie, że sam się zdziwił.
Natalia westchnęła.
- Pewnie po dłuższych poszukiwaniach byśmy go znaleźli, ale do tego czasu udusimy się od tego smrodu.
- Więc darujemy sobie poszukiwania?
Słysząc jego pytanie, Natalia przytaknęła niechętnie.
- Spalmy to wszystko, zanim stąd odejdziemy.
Będąc już daleko do gnijącego cielska, odwrócił się za siebie. Gdzieś tam był herb rodziny Zepterów, ale… Pociągnął za zawleczkę i rzucił celnie granatem zapalającym. Mięso zaczęło skwierczeć, jakby pieczone na grillu. Po kilku chwilach płomień pochłonął je w całości, a ciemny dym wypełnił pieczarę.
- To powinno wystarczyć – wyszeptał na samym końcu.
Po wyjściu z jaskini ustalili, że dwa tysiące mieszkańców małego miasteczka zamieniło się w bezwładne kupy mięsa. Wszędzie śmierć – nie, to nawet nie była śmierć. To, co walało się po ulicach i domach, było jedynie cieniami ludzi.
Gdy Kiritsugu prowadził samochód, w jego głowie kołatały się jeszcze słowa dezaprobaty Natalii, która ubolewała nad swoją stratą. Szczęśliwie już spała wyczerpana nadmiernym wykorzystaniem many. Spoglądając na jej twarz, zastanawiał się nad czymś. Czy dobrze postąpił? Magia, która uśmierciła tysiące ludzi, nie powinna mieć racji bytu na tym świecie - tego był akurat pewny. Ale martwiło go to, że okłamał Natalię. A ta mimo swojej niezwykle przenikliwej intuicji tego nie zauważyła. Wrzucił wyższy bieg i przyśpieszył.
Poczekam do następnej misji. Kolejnym razem na pewno uda mi się kogoś uratować – tymi myślami lekko dodał sobie otuchy.
Po odejściu zabójców magów z miasteczka nic nie pozostało. Budynki były kompletnie zniszczone, a jego nazwa została wykreślona z map. Kilka dni później nawet walająca się wszędzie „śmierć” przepadła bezpowrotnie.
Dzisiaj nikt już nie pamięta miasteczka Present Mountain.
Jeśli uznacie, że mam w sobie jakiś potencjał, może machnę coś dłuższego, kto wie. Do następnego!
Offline
A na wersję pdf można liczyć?
Offline
A na wersję pdf można liczyć?
A trudno otworzyć w Wordzie, wybrać "Plik"->"Zapisz i wyślij", potem "utwórz dokument PDF/XPS"?
Offline
Nie każdy ma pakiet Office.
Offline
Nie każdy ma pakiet Office.
Ale każdy ma google...
Offline
Nie mam worda, mam libre. Tam znikają obrazki. Jak robię z jakimś online itd., style się nawet psują. Gdybym nie próbował, nie pisałbym. Najlepiej zjechać, a nawet pewnie nie próbowaliście.
Offline
Nie mam worda, mam libre. Tam znikają obrazki. Jak robię z jakimś online itd., style się nawet psują. Gdybym nie próbował, nie pisałbym. Najlepiej zjechać, a nawet pewnie nie próbowaliście.
Nawet Word psuje ustawienia dokumentu przy konwersji na PDF. Tego nie ominiesz. Skąd to wiem? Spróbowałem. Word był zawsze wyśmiewany z tej racji, że dokumenty potrafiły wyglądać inaczej na różnych komputerach, mimo używania tej samej wersji oprogramowania.
Btw. proszę bardzo. Darmowy Word.
https://office.live.com/start/Word.aspx
Uploadujesz dokument na OneDrive, otwierasz go tym Wordem (najprościej po prostu przez OneDrive otworzyć) i "Zapisz jako"->"pobierz jako plik PDF". Nie sugeruj się podglądem, bo po konwersji będzie lepiej wyglądać. Jak napisałem - magia Worda.
Lepiej zjechać, jeśli nie chce się wysilić.
Ostatnio edytowany przez marek2fgc (2017-02-09 19:09:13)
Offline
Lepiej zjechać, jeśli nie chce się wysilić.
Ale tutaj trzeba mieć konto. Nie chcę zakładać.
Offline
marek2fgc napisał:Lepiej zjechać, jeśli nie chce się wysilić.
Ale tutaj trzeba mieć konto. Nie chcę zakładać.
Wolisz się męczyć po różnych stronach i ludziach zamiast poświęcić 1-2 minuty na zarejestrowanie i skonwertowanie oficjalnym oprogramowaniem.
Mam dość.
Offline
NWW_Station napisał:marek2fgc napisał:Lepiej zjechać, jeśli nie chce się wysilić.
Ale tutaj trzeba mieć konto. Nie chcę zakładać.
Kliknij tu
Próbowałem, napisy zlewa z obrazkami, że nic nie widać itd. Masakra jakaś. Dobra mam dosyć. Na sposobie marek2fgc: "wystąpiły problemy, spróbuj później".
Offline
Nesbro napisał:NWW_Station napisał:Ale tutaj trzeba mieć konto. Nie chcę zakładać.
Kliknij tu
Próbowałem, napisy zlewa z obrazkami, że nic nie widać itd. Masakra jakaś. Dobra mam dosyć. Na sposobie marek2fgc: "wystąpiły problemy, spróbuj później".
Próbowałeś jednego, a drugi, i trzeci?
Offline
Proszę:
https://1drv.ms/b/s!AtZ8PqszBGJPhRI49sQ4zJ8ZD0lQ
Skoro OD nie działa.
Offline
Proszę:
https://1drv.ms/b/s!AtZ8PqszBGJPhRI49sQ4zJ8ZD0lQ
Skoro OD nie działa.
Dziękuję.
@Nesbro
Z 4-5 próbowałem.
Offline